Lekko przetarłam oczy budząc się i spojrzałam na mamę stojącą przede mną.
- Nicole, wstawaj, bo się spóźnisz. Nie mam zamiaru znów otrzymywać telefonu od twojego wychowawcy. - powiedziała zdenerwowana.
- Dobra już wstaje, możesz wyjść? Dziękuje! - lekko podniosłam głos. Wyszła.
Spojrzałam na telefon który pokazywał godzinę 6. A moje lekcje zaczynają się o 9. Moja rodzicielka ma jakąś fobie na punkcie spóźniania się, więc budzi mnie codziennie o 6. Ponieważ raz czy dwa zaspałam. Po prostu nie miałam siły iść więc poszłam na godzinę później. Ale ona nic nie zrozumie. Nic.
Wstałam i poszłam do łazienki, biorąc szybki prysznic, wyszłam z kabiny i wysuszyłam swoje długie, brązowe, do pasa włosy. Schodząc w szlafroku na dół, zaparzyłam sobie herbatę, włączyłam telewizor słuchając wiadomości i usmażyłam sobie jajecznicę. Po półgodzinie wróciłam na górę, umyłam zęby, nałożyłam na twarz trochę pudru i wy tuszowałam rzęsy, aby nie wyglądać na strasznie zmęczoną w szkole. Bo znów zadzwonią do mej rodzicielki i znów zacznie się kłócić, a na to nie mam ochoty. Szurając nogami dotarłam do swojej garderoby, wyciągając swoje ulubione ciemne jeansy i czarną bluzę ze znaczkiem supermena. Gdy się ubrałam, spakowałam swoje książki do torby i spojrzałam na zegarek. Wskazywał na 8. Została mi godzina do rozpoczęcia lekcji, dziewczyny przyjdą do mnie o 840. Miałam jeszcze trochę czasu, a więc wyjęłam z półki książkę którą dostałam na dzień dziecka od mojego dziadka i zabrałam się za czytanie. Nie mogłam się skupić na książce, ponieważ ciągle w głowie miałam te piękne, szmaragdowe oczy. Po jakimś czasie była już 830. Wzięłam książkę i torbę i po maszerowałam na dół. Założyłam na siebie kurtkę i swoje ulubione czarne conversy. Gdy dochodziłam do samochodu zauważyłam idące w moją stronę przyjaciółki. Jak zwykle wystrojone. Naprawdę nie wiem jak to się stało że się przyjaźnimy, one są inne. Ja jestem typem samotnika, mogę całe dnie przesiedzieć z książką, ubieram się tak jak mi wygodnie. A one potrafią całe noce szaleć na imprezach, ubierają się jakby szły na jakiś wybieg i każdy w szkole musi je znać. W sumie nie rozumiem dlaczego się ze mną zadają, skoro jestem ich przeciwieństwem. Wsiadłyśmy do samochodu i znów zaczęła się rozmowa o balu. Co mają założyć i w ogóle. Jakoś zbytnio mnie to nie ciekawiło, bo wiedziałam że i tak się tam nie pojawię. Po chwili jednak musiałam się odezwać.
- Dziewczyny, idziemy po szkole do Starbucksa? - miałam nadzieje że go zobaczę. Znów.
- W sumie możemy iść, ja nie mam żadnych planów. - Od powiedziała Van.
- Ja nie mogę... Przyjeżdża po mnie Jackson. - Odezwała się Amber.
- Ja za to pójdę chętnie. - wtrąciła się jak zwykle uśmiechnieta Kate.
A więc postanowione, znów się tam pojawimy, może spotkam go ponownie, tak bardzo bym chciała...
Zauważyłam że za często o nim myślę, coś się ze mną stało od wczoraj, nigdy nie zwracałam większej uwagi na chłopaków, to prawda, mam 19 lat ale nie byłam w żadnym w związku, pewnie przez to iż moja rodzicielka zawsze chciała bym była w domu i robiła wszystko, bo ona wiecznie zajęta pracą. Tylko po szkole mogłam się wyrwać na czekoladę. Wreszcie dojechałyśmy do szkoły. Oczywiście dziewczyny musiały zrobić dobre wejście i weszłyśmy we czwórkę przez frontowe drzwi. Każdy się spojrzał i kiwał głową do dziewczyn, witając się. Nadal się zastanawiam co ja tu robię. Podeszłyśmy do szafek i zostawiłam swoją torbę, biorąc tylko potrzebną książkę. Dziewczyny już stały z jakimiś chłopakami, podeszłam i spytałam.
- Idziemy? - uśmiechnęłam się.
- No, idziemy. - Pomachały chłopakom i poszłyśmy w stronę sali.
Lekcje mijały szybko, ja na każdej przerwie siedziałam na stołówce i czytałam książkę, a dziewczyny siedziały koło mnie ciągle o czymś dyskutując. Nie mogłam się doczekać dzwonka i pojechania do Starbucksa.
Zadzwonił i ostatni dzwonek, po maszerowałam do szafki biorąc torbę, wołając dziewczyny.
Gdy już byłyśmy na miejscu, otworzyły się przed nami drzwi, ponieważ wychodziło dwóch starszych mężczyzn, którzy nas przepuścili. Miło z ich strony. Gdy tylko weszłam rozejrzałam się po sali, lecz go nie było. Smutek od razu zawładnął całym moim ciałem. Usiadłyśmy w tym samym miejscu co wczoraj, zamówiłam sobie cappuccino, a dziewczyny białą gorącą czekoladę. Tym razem nasza dyskusja była ciekawsze niż zwykle, rozmawiałyśmy o tym, która się już uczy do matury i gdzie chcemy się wybrać. Oczywiście wszystkie planowałyśmy iść do akademika wspólnie. Ja chciałam iść na prawo. Tak jak moja matka. Lecz obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka jak ona, będę poświęcać swój czas swoim dzieciom, jeżeli w ogóle będę mieć dzieci. Dziewczyny zaś chciały iść na medycynę. Za co ich podziwiałam, w życiu nie mogłabym przeprowadzić jakiej kolwiek operacji. Za bardzo się tym wszystkim brzydzę. Po chwili dostałyśmy swoje zamówienie. Dowiedziałam się że dziewczyny nie uczą się, ponieważ stwierdziły że to proste. No cóż, skoro tak, to w porządku. Co chwila drzwi były otwierane, co chwila spoglądałam czy to nie on wchodzi. Nadzieja matka głupich. Koło 18 dziewczyny zaczęły się zbierać, bo powiedziały że muszą iść na siłownię.
- Ja zostaje, dokończę cappuccino i książkę. - uśmiechnęłam się. Pokiwały głową, pożegnały się i wyszły.
Ja zatem zatraciłam się czytając książkę, byłam nią tak za fascynowana, że w ciągu godziny przeczytałam 150 kartek. Kelnerkom nie przeszkadzało że siedzę tu już kilka godzin. Słuchając muzyki czytałam książkę. Po chwili poczułam kogoś rękę na swoim ramieniu Odwróciłam twarz by spojrzeć kto ma czelność przeszkadzać mi i zobaczyłam te piękne, szmaragdowe oczy. Zaniemówiłam.
_______
Ej no czekam na komentarze :<
Cudowne <3
OdpowiedzUsuńSuper tylko za duzo powtorzen "dziewczyny". Zamien to na "kumpele" lub "przyjaciolki" :)
OdpowiedzUsuń