środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 4

-Dzień dobry, ja do dziadka. Pan Clark.
- Proszę. Sala 6. 
- Przenieśli go? - zapytałam z zaciekawieniem. 
- Tak, jeszcze dziś zostanie wypisany ze szpitala, trzeba się nim opiekować przez jakiś czas. 
- w Porządku. - zapewniłam. 
Poszłam a więc w stronę sali. Otworzyłam drzwi i przywitałam dziadka. 
- Jak się czujesz? - spytałam zatroskana.
- O wiele lepiej Nicky. - ucieszyłam się na tą odpowiedź.
Podałam mu łyżkę i miskę zupy. Ucieszył się i jadł powoli. Ciesze się że już jest dobrze. 
- Za niedługo dostane papiery i będę mógł wyjść ze szpitala. - mówił kończąc jedzenie.
- Dobrze, chcesz zamieszkać u nas na trochę? 
- Nie, spokojnie, przyjdzie do mnie Valentine. - uśmiechnął się.
- A któż to? - moje oczy się rozszerzyły.
- Moja sąsiadka, opiekuje się mną od jakiegoś czasu, gotuje mi, sprząta. - Przytakuje. 
- No dobrze, to chociaż Cię odwiozę gdy Cię wypiszą. - uśmiechnęłam się.
Po krótkiej rozmowie z dziadkiem przyszła pielęgniarka z lekarzem i wypisali wszystko. Mojemu dziadziusiowi nic nie będzie. Ciesze się strasznie. Spakowałam jego rzeczy do torby i ruszyliśmy w drogę. Odwiozłam go do siebie. Zapraszał na herbatkę lecz nie skorzystałam ponieważ już późno, po 21 a ja powinnam być w domu. Jutro sobota. 
Pożegnałam się i odjechałam. Gdy dotarłam do domu, napisałam do Van krótkiego sms'a. 
' - Cześć, wpadasz do mnie na noc? Nudzę się strasznie!' 
Po chwili dostałam odpowiedź. 
'- Będę za 15 minut! Szykuj jakieś filmy i jedzenie! xoxo ' 
Uwielbiam ją, jest kochana, jest moją ulubioną przyjaciółką. Jej potrafię powiedzieć wszystko. Weszłam na górę, ogarnęłam trochę pokój i zeszłam na dół czekając na Van. Po chwili drzwi zostały otworzone i moja piękna przyjaciółka weszła do środka. Miała spiętego roztrzepanego koka na czubku głowy i była bez makijażu. Taką ją kocham. Prawdziwą. 
Rzuciła mi się na szyje przytulając. 
- Jak z twoim Dziadkiem? - spytała 
- Jest już w domu, poprawiło mu się. - uśmiechnęłam się.
- Ciesze się! Chodźmy na górę! - Złapała mnie za rękę i pociągnęła. 
Gdy już usiadłyśmy na łóżku musiałam jej powiedzieć o tych szmaragdowych oczach. 
- Ej Van, mogę Ci o czymś powiedzieć? - zapytałam cichym głosem.
- Pewnie, co jest!
- Pamiętasz tego chłopaka w Starbucksie? - rumieńce wkradły mi się na poliki.
- Tak. Dziś nas zaczepił w kawiarni! Pytał o Ciebie. Ale nie wiedziałyśmy czy możemy mu cokolwiek powiedzieć, więc siedziałyśmy cicho, a co z nim? Podoba Ci się? - otworzyła szeroko oczy. 
- Po prostu zagadał do mnie wczoraj... A ja go spławiłam bo wybiegłam ze Starbucksa, ponieważ dowiedziałam się o dziadku. - odpowiedzialam chowając głowę.
- Podoba Ci się! - zaczęła się chichrać i uśmiechać.
- Nie, nie prawda! - złapałam poduszkę i zakryłam swoją twarz. 
- Jasne.
- Po prostu nie mogę przestać o nim myśleć, jego oczy, te piękne szmaragdowe oczy. Nie mogę, co ja mam zrobić! - zaczęłam histeryzować. 
- Spokojnie, spotkasz go nie długo, przeprosisz i się poznacie - z uśmiechem od powiedziała. 
- wątpię, pewnie sprawiłam mu przykrość tym że tak wybiegłam bez zadnego wyjaśnienia. 
Usiadła koło mnie i mnie przytuliła. Robiła to najlepiej na świecie. Uwielbiam Van. 
Wstałyśmy i zeszłyśmy na dół zrobić kolacje, zaparzyłam herbatę i wzięłam się za robienie kanapek. Gdy juz wszystko było gotowe zaniosłyśmy to na górę i włączyłam film. ' If I Stay'. 
Po jakimś czasie zaczęłyśmy płakać. Ten film był piękny i taki prawdziwy. Po krótkim czasie zasnęłyśmy. 
Budząc się usłyszałam głosy. Po chwili usłyszałam pukanie.
- Proszę... - powiedziałam siadając na łóżku i ocierając oczy.
- No siema laski! - weszła Kate krzycząc a za nią Amber.
- Oj dziewczyny... Musiałyście nas tak wcześnie budzić? - stęknęłam.
- Wcześnie? Jest za piętnaście czternasta! A dziś idziemy na Imprezę. - zaczęła skakać Amber.
- Na jaką Imprezę? - otworzyłam szerzej oczy.
- No nie mówiła Ci Van? - mówi Kate spoglądając na Vanesse.
- Nie... - przewróciłam oczami.
- Ojej, zapomniałam całkiem, no więc, idziemy dziś na Imprezę, do Chrisa. - mówiła cała w skowronkach.
- What! - krzyknęłam zdziwiona - Jak to? 
- No po prostu, zaprosił nas na małą domówkę. Mówił że będzie trochę osób, poznamy się wszyscy lepiej. - mówiła ucieszona.
- No dobrze, pójdę. - uśmiechnęłam się - o której?  I gdzie? 
- Pojedzmy razem, znam jego adres. O 20 mamy tam być. - Mówiła Van wstając z łóżka - więc musimy się szykować. - znalazła swoją torebkę, wyjęła telefon i coś na nim wyszukiwała. 
- Dobra, to więc, przyjdzie wszystkie o 19. A teraz zmykać, chce się ogarnąc. - posłałam im całusa gdy wychodziły. Ja po maszerowałam do łazienki, zdejmując z siebie brudne ciuchy i wchodząc do wanny. Odprężyłam się, nalałam całą wannę wody i pełno mydła. W ten sposób robiąc wokół siebie pełno piany. 
Zaczęłam myśleć co by założyć na dzisiejszą Imprezę, wiedziałam, że dziewczyny się nie zgodzą na to bym założyła spodnie. Wiec jestem skazana na sukienkę. Tak leżąc zasnęłam do póki nie usłyszałam mojego telefonu. Jakiś SMS. Po chwili podniosłam się, obmyłam prysznicem i wytarłam. Założyłam bieliznę i weszłam do pokoju. Spoglądając na telefon. Było już po 17. Mam dwie godziny. No zasnęło mi się, spałam 2 godziny. Cholera. Pobiegłam na dół robiąc sobie coś na ciepło i nalałam soku. Siedząc i jedząc usłyszałam w wiadomościach że po naszym mieście ostatnio jest coraz więcej bezdomnych. Naprawdę ciężko mi uwierzyć że są tacy ludzie którzy nie mają nawet schronienia. Gdy skończyłam jeść, po maszerowałam do swojego pokoju wyciągając wszystkie sukienki z szafy.  Zdecydowałam się na białą sukienkę. Do tego czarne szpilki 15cm-owe. Do sukienki postanowiłam dać złote dodatki, a wiec pasek, naszyjnik no i mój ulubiony zegarek. Założyłam wszystko i wyglądałam w miarę. Zdjęłam szpilki i podeszłam do swojego biurka, wyciągnęłam wszystkie kosmetyki i myślałam jak się umalować. Nałożyłam podkład a na to puder. Zrobiłam cienkie kreski elaynerem i lekko wy tuszowałam rzęsy. Wyglądałam dość. Na koniec zrobiłam sobie loki. Nie było aż tak źle jak myślałam. Gdy spojrzałam na zegarek dochodziła 19. Niedługo pojawią się tu dziewczyny... 

sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 3

To był on. Te jego piękne oczy. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem i rumieńcem na całe poliki.
- Cześć, mogę się dosiąść? - Zapytał ochrypłym, ciepłym głosem.
- Yyy, nooo, tak, czemu nie. - Uśmiechnęłam się.
- Przepraszam że przeszkadzam w czytaniu, sam nie lubię gdy mi ktoś przeszkadza. - Uśmiechnął się. 
Czyżby mówił o wczorajszej chwili gdy patrzyłam na niego a on musiał przerwać czytanie by spojrzeć na mnie? Tak możliwe że mówił o tym. 
- Przepraszam za wczoraj. - zachichotałam. 
- Nic się nie stało, co czytasz? - zaciekawiony podniósł moją książkę. 
- Nie wierzę. Sparks! - dodał. 
- Też go lubisz? - spytałam. 
- To mój ulubiony pisarz, jest najlepszy w tym co robi. 
- Tak to prawda.. - Nie wiedziałam co mam mówić, byłam nim tak za fascynowana. 
Zadzwonił mi telefon. Kto mi przeszkadza w takiej pięknej chwili! A na ekranie zobaczyłam ' Mama'.
- Przepraszam, muszę odebrać. - Wstałam od stolika i się oddaliłam. 
- Co chcesz... - odebrałam. 
- Możesz przyjechać do szpitala? Santa Maria? - zapytała. 
- Co się stało?! - spytałam przerażona...
- Twój dziadek jest w ciężkim stanie, proszę przyjedź. - Powiedziała, jakby nic się nie stało. 
Cholera jasna, akurat w takiej chwili. Szybko wzięłam swoją kurtkę i powiedziałam krótkie 'Cześć' chłopakowi o  pięknych oczach. Na co odpowiedział tym samym, smutnym 'cześć'. 
Wybiegłam szybko i wsiadłam do samochodu. Szybko jadąc do szpitala. Kocham swojego dziadka. Tylko on jest dla mnie ważny. Nawet z rodzicielką nie mam takich kontaktów jak z dziadkiem. Gdy tylko podjechałam szybko pobiegłam w stronę recepcji pytając gdzie leży Pan Clark. Tłumacząc że to mój dziadek. Pani zaprowadziła mnie pod salę, a siedziała tam moja mama, czytając gazetę. 
- Jestem! - krzyknęłam. 
- O to dobrze, nawet nie wiesz co piszą w tej gazecie, niedługo mają wybudować nowe biuro. - powiedziała. 
- Mamo czy Ty słyszysz sama siebie? Mój dziadek jest teraz w ciężkim stanie, a Ty mówisz mi o jakimś biurze? Czy Ty się dobrze czujesz?! - uniosłam się. 
- Oj przestań tak przeżywać, starym osobą się tak dzieje i nic na to nie poradzimy. 
- A co mu właściwie jest? - zapytałam z troską. 
- Serce się mu zatrzymało. 
- O matko! - zaczęłam płakać. 
- Nie płacz, każdy kiedyś umrze. 
- No Ty jesteś nienormalna! Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. Proszę jedz już, ja zostaje!
- Masz iść jutro do szkoły. Nie chce otrzymywać telefonów. 
- To zadzwoń i powiedz że do końca tygodnia nie pójdę, będę siedzieć tu, z dziadkiem. - parsknęłam. 
- Jak chcesz, to Ty później się nie dostaniesz na dobre studia! za opuszczanie lekcji! Ja w twoim wieku..
- Skończ i jedź już! 
Gdy pojechała siedziałam Cały czas pod salą, pytając każdego przechodzącego lekarza czy mój dziadek wyzdrowieje, mówili że najprawdopodobniej tak. Ale do soboty będzie tu leżał. Jest czwartek. To tylko jeden dzień szkoły. 
Wytrzymam, muszę z nim zostać, będę jeździć do domu tylko coś zjeść i umyć się. Musze przy nim być. 
Zasnęłam. Koło 1 w nocy szturchnął mnie lekarz mówiąc żebym pojechała odpocząć do domu. Podziękowałam lecz pokiwałam przecząco głową. Zostaje tu. 
- Jak się czuje? Mogę go zobaczyć? - spytałam 
- Czuje się lepiej, wyzdrowieje Panienko. Może Panienka wejść na chwilę, ale nie na długo. 
Gdy weszłam na salę od razu podbiegłam do dziadka. Złapałam go za rękę i zaczęłam płakać. 
On nie może umrzeć, jako jedyny mnie wpiera i jest przy mnie gdy tego potrzebuje. Łzy ciekły mi po polikach. Po chwili wyproszono mnie z sali. Usiadłam i zapadłam w sen ponownie. Obudziłam się na drugim łóżku koło mojego dziadka. Zdziwiona że w ogóle mnie tu wprowadzono, ale pewnie nie chcieli i bym spała na holu. Spojrzałam na zegarek i było już po 15. Weszły pielęgniarki z obiadem. Właśnie załapałam że mój dziadek otworzył oczy. Podeszłam powoli i się przywitałam. Spytałam jak się czuje. Kazał mi jechać do domu i wrócić za 3 godziny, żebym odpoczęła, wymyła się i zjadła normalny posiłek no i ugotowała mu jakąś zupę. Tak więc zrobiłam jak chciał.  Gdy podjechałam swoim autem pod dom właśnie moja rodzicielka wracała z zakupów, tak mi się wydaje. 
- I jak się czuje? - zapytała obojętnie. 
- Lepiej, obudził się, kazał przyjechać mi odpocząć i mu coś ugotować. - uśmiechnęłam się wchodząc do domu.
- No tak, jeszcze mu gotuj. 
- Znów zaczynasz? - Nie cierpię z nią rozmawiać, jest taka nieznośna, niedługo wreszcie akademik. Studia. Lecz zaoczne, muszę zacząć pracować. 
- Idę pracować, miłego dnia. - posłała mu sztuczny uśmiech. 
Pobiegłam na górę aby wziąć szybki prysznic i przebrać się. Nałożyłam lekki makijaż. Zeszłam na dół biorąc się za zupę, pomidorową. Po 20 minutach byla już zrobiona, nałożyłam sobie trochę, zjadłam i spakowałam do słoika dla dziadka. Wzięłam ze sobą wszystko co potrzebne na jutro i ruszyłam w stronę samochodu. Moje przyjaciółki wracały ze szkoły. 
- Nicole! - Zawołała Amber
- Co się stało? Czemu nie było cię w szkole? - powiedziała Van.
- Mój dziadek jest w szpitalu, muszę już jechać, odezwę się do was gdy będę w domu. - pożegnałam je.
Zatrzymała mnie Kate. 
- Byłyśmy w Starbucksie, był ten chłopak co ostatnio, pytał o Ciebie. 
- Ah, mam nadzieje że mu nic o mnie nie powiedziałyście? - powiedziałam obojętnie. 
- Nie. Ale pytał kiedy ponownie Cie spotka, lecz też nie udzieliłyśmy odpowiedzi. - wzruszyła ramionami. 
Kiwnęłam głową i wsiadłam do samochodu. Jadąc w ciszy myślałam o nieznajomym chłopaku. Nadal nie wiem nawet jak się nazywa. Ale.. Pytał o mnie, nie mogę w to uwierzyć. Naprawdę musiałam go zainteresować, nie obchodziły go moje piękne przyjaciółki tylko ja. To naprawdę coś nowego... 

Rozdziały będą się pojawiać do 3 dni, jeżeli dam radę dodam szybciej, jeżeli nie, mogę się spóźnić. Jeżeli w ogóle ktoś to czyta, niech skomentuje... :)

Rozdział 2

Lekko przetarłam oczy budząc się i spojrzałam na mamę stojącą przede mną.
- Nicole, wstawaj, bo się spóźnisz. Nie mam zamiaru znów otrzymywać telefonu od twojego wychowawcy. - powiedziała zdenerwowana.
- Dobra już wstaje, możesz wyjść? Dziękuje! - lekko podniosłam głos. Wyszła.
Spojrzałam na telefon który pokazywał godzinę 6. A moje lekcje zaczynają się o 9. Moja rodzicielka ma jakąś fobie na punkcie spóźniania się, więc budzi mnie codziennie o 6. Ponieważ raz czy dwa zaspałam. Po prostu nie miałam siły iść więc poszłam na godzinę później. Ale ona nic nie zrozumie. Nic.
Wstałam i poszłam do łazienki, biorąc szybki prysznic, wyszłam z kabiny i wysuszyłam swoje długie, brązowe, do pasa włosy. Schodząc w szlafroku na dół, zaparzyłam sobie herbatę, włączyłam telewizor słuchając wiadomości i usmażyłam sobie jajecznicę. Po półgodzinie wróciłam na górę, umyłam zęby, nałożyłam na twarz trochę pudru i wy tuszowałam rzęsy, aby nie wyglądać na strasznie zmęczoną w szkole. Bo znów zadzwonią do mej rodzicielki i znów zacznie się kłócić, a na to nie mam ochoty. Szurając nogami dotarłam do swojej garderoby, wyciągając swoje ulubione ciemne jeansy i czarną bluzę ze znaczkiem supermena. Gdy się ubrałam, spakowałam swoje książki do torby i spojrzałam na zegarek. Wskazywał na 8. Została mi godzina do rozpoczęcia lekcji, dziewczyny przyjdą do mnie o 840.  Miałam jeszcze trochę czasu, a więc wyjęłam z półki książkę którą dostałam na dzień dziecka od mojego dziadka i zabrałam się za czytanie. Nie mogłam się skupić na książce, ponieważ ciągle w głowie miałam te piękne, szmaragdowe oczy. Po jakimś czasie była już 830. Wzięłam książkę i torbę i po maszerowałam na dół. Założyłam na siebie kurtkę i swoje ulubione czarne conversy. Gdy dochodziłam do samochodu zauważyłam idące w moją stronę przyjaciółki. Jak zwykle wystrojone. Naprawdę nie wiem jak to się stało że się przyjaźnimy, one są inne. Ja jestem typem samotnika, mogę całe dnie przesiedzieć z książką, ubieram się tak jak mi wygodnie. A one potrafią całe noce szaleć na imprezach, ubierają się jakby szły na jakiś wybieg i każdy w szkole musi je znać. W sumie nie rozumiem dlaczego się ze mną zadają, skoro jestem ich przeciwieństwem. Wsiadłyśmy do samochodu i znów zaczęła się rozmowa o balu. Co mają założyć i w ogóle. Jakoś zbytnio mnie to nie ciekawiło, bo wiedziałam że i tak się tam nie pojawię. Po chwili jednak musiałam się odezwać.
- Dziewczyny, idziemy po szkole do Starbucksa? - miałam nadzieje że go zobaczę. Znów.
- W sumie możemy iść, ja nie mam żadnych planów. - Od powiedziała Van.
- Ja nie mogę... Przyjeżdża po mnie Jackson. - Odezwała się Amber.
- Ja za to pójdę chętnie. - wtrąciła się jak zwykle uśmiechnieta Kate.
A więc postanowione, znów się tam pojawimy, może spotkam go ponownie, tak bardzo bym chciała...
Zauważyłam że za często o nim myślę, coś się ze mną stało od wczoraj, nigdy nie zwracałam większej uwagi na chłopaków, to prawda, mam 19 lat ale nie byłam w żadnym w związku, pewnie przez to iż moja rodzicielka zawsze chciała bym była w domu i robiła wszystko, bo ona wiecznie zajęta pracą. Tylko po szkole mogłam się wyrwać na czekoladę. Wreszcie dojechałyśmy do szkoły. Oczywiście dziewczyny musiały zrobić dobre wejście i weszłyśmy we czwórkę przez frontowe drzwi. Każdy się spojrzał i kiwał głową do dziewczyn, witając się. Nadal się zastanawiam co ja tu robię. Podeszłyśmy do szafek i zostawiłam swoją torbę, biorąc tylko potrzebną książkę. Dziewczyny już stały z jakimiś chłopakami, podeszłam i spytałam.
- Idziemy? - uśmiechnęłam się.
- No, idziemy. - Pomachały chłopakom i poszłyśmy w stronę sali.
Lekcje mijały szybko, ja na każdej przerwie siedziałam na stołówce i czytałam książkę, a dziewczyny siedziały koło mnie ciągle o czymś dyskutując. Nie mogłam się doczekać dzwonka i pojechania do Starbucksa.
Zadzwonił i ostatni dzwonek, po maszerowałam do szafki biorąc torbę, wołając dziewczyny.
Gdy już byłyśmy na miejscu, otworzyły się przed nami drzwi, ponieważ wychodziło dwóch starszych mężczyzn, którzy nas przepuścili. Miło z ich strony. Gdy tylko weszłam rozejrzałam się po sali, lecz go nie było. Smutek od razu zawładnął całym moim ciałem. Usiadłyśmy w tym samym miejscu co wczoraj, zamówiłam sobie cappuccino, a dziewczyny białą gorącą czekoladę. Tym razem nasza dyskusja była ciekawsze niż zwykle, rozmawiałyśmy o tym, która się już uczy do matury i gdzie chcemy się wybrać. Oczywiście wszystkie planowałyśmy iść do akademika wspólnie. Ja chciałam iść na prawo. Tak jak moja matka. Lecz obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka jak ona, będę poświęcać swój czas swoim dzieciom, jeżeli w ogóle będę mieć dzieci. Dziewczyny zaś chciały iść na medycynę. Za co ich podziwiałam, w życiu nie mogłabym przeprowadzić jakiej kolwiek operacji. Za bardzo się tym wszystkim brzydzę. Po chwili dostałyśmy swoje zamówienie. Dowiedziałam się że dziewczyny nie uczą się, ponieważ stwierdziły że to proste. No cóż, skoro tak, to w porządku. Co chwila drzwi były otwierane, co chwila spoglądałam czy to nie on wchodzi. Nadzieja matka głupich. Koło 18 dziewczyny zaczęły się zbierać, bo powiedziały że muszą iść na siłownię.  
- Ja zostaje, dokończę cappuccino i książkę. - uśmiechnęłam się.  Pokiwały głową, pożegnały się i wyszły.
Ja zatem zatraciłam się czytając książkę, byłam nią tak za fascynowana, że w ciągu godziny przeczytałam 150 kartek. Kelnerkom nie przeszkadzało że siedzę tu już kilka godzin. Słuchając muzyki czytałam książkę. Po chwili poczułam kogoś rękę na swoim ramieniu  Odwróciłam twarz by spojrzeć kto ma czelność przeszkadzać mi i zobaczyłam te piękne, szmaragdowe oczy. Zaniemówiłam.

_______

Ej no czekam na komentarze :<

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 1

Po szkole jak to nam było w zwyczaju, z moimi najlepszymi przyjaciółkami, Vanessą, Kate i Amber, ruszyłyśmy do Starbuks'a na ciepłą czekoladę, jesień tego roku nie była za ciepła, gdy tylko wpadłyśmy do kawiarni od razu zajęłyśmy miejsca przy ciepłym grzejniku, aby się rozgrzać. Po jakimś czasie wybrałyśmy z dziewczynami co chcemy do picia, podszedł do nas miły, młody kelner pytając co zamawiamy. Podałyśmy szybko i wdałyśmy się jak zawsze w długą konwersacje o tegorocznym balu przed maturą. Tak, jesteśmy w ostatniej klasie liceum. 
- dziewczyny! Zapomniałam wam powiedzieć, wczoraj zaprosił mnie na bal Chris! - odezwała się Vanessa.
Na co Kate i Amber otworzyły szeroko oczy. 
- Nie możliwe! Naprawdę? Chris Turner?! - powiedziałam ze zdziwieniem.
- Tak, sama w to nie mogłam uwierzyć... Myślałam że nie zwraca na mnie uwagi. 
- Ciekawe jakby zareagował gdyby się dowiedział, że czekałaś na to 3 lata... - zaśmiałam się. 
- Tylko mu nie mówcie! Jestem taka szczęśliwa. - odpowiedziała uśmiechając się od ucha do ucha.
- Ja idę z Jackson'em - wtrąciła się Amber.
- To było do przewidzenia, w końcu już tyle razem jesteście, ciesze się z waszego szczęścia! - odpowiedzialam.
- A Ty w ogóle idziesz, Nicole? - Zapytała Kate.
- Wydaję mi się że nie, jakoś nie mam ochoty, wiecie że te całe bale mnie nie kręcą, zresztą, nawet nie mam z kim pójść. - wyznałam z lekkim uśmiechem kończąc swoją czekoladę. 
- Na pewno się ktoś znajdzie, Nicole.  Masz jeszcze miesiąc na podjęcie decyzji. Mam nadzieje że się pojawisz, w końcu to ostatni nasz bal,  klasa maturalna w końcu.. - szturchnęła mnie Van z lekko posmutniałymi oczami.
Spojrzałam na zegarek i było już po 19. Powinnyśmy się zbierać. Odwracając się po kurtkę spojrzałam na chłopaka który siedział za nami. Miał ciemne włosy, loki, które opadały mu lekko na czoło. Czytał książkę Nicholasa Sparksa. To był jeden z moich ulubionych pisarzy. Siedział tu już dobre dwie godziny, ponieważ gdy wchodziłyśmy to go zauważyłam. Podniósł głowę a ja spojrzałam na najpiękniejsze oczy, takich  nigdy nie widziałam, piękne, szmaragdowe oczy. Speszona odwróciłam się z lekkim rumieńcem, chyba musiał zauważyć że patrzyłam się na niego przez dobre dwie minuty. Wstałam szybko zakładając kurtkę wraz z moimi przyjaciółkami. 
- Nawet przystojny ten za nami. - szepnęła mi na ucho Van. 
- Oj przestań, ale czyta dobrą książkę. Jedną z moich ulubionych. - uśmiechnęłam się, chowając swoje zarumienione policzki. 
Podeszłyśmy do kasy i zapłaciłyśmy za wszystko co zamówiłyśmy. Przed zamknięciem drzwi odwróciłam się jeszcze na moment by spojrzeć na chłopaka. Patrzył na mnie i lekko się uśmiechnął. Znów poczułam swoje cieple policzki, znów wdał się na nie rumieniec.  Zamknęłam drzwi i ruszyłam z dziewczynami w stronę mojego samochodu. Dobrze że mieszkamy obok siebie, przy najmniej nie muszę dużo jeździć. Podjechałam na swój podjazd, pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam w stronę drzwi frontowych. Pewnie mama będzie zajęta swoją pracą jak zawsze. Więc nawet nie zauważy że wróciłam. Wchodząc do domu rozebrałam się i po maszerowałam w stronę kuchni, zaparzając sobie malinową herbatę. Wzięłam kubek i wchodząc po schodach wreszcie byłam w swoim pokoju. Siadając na łóżku spojrzałam na zdjęcie stojące w moim pokoju, byłam na tym zdjęciu taka szczęśliwa, tata trzymał mnie na rękach, a ja byłam wtulona w niego. Brakuje mi go, bardzo mi go brakuje. Muszę wybrać się na cmentarz w ten weekend. Mój Ojciec zmarł gdy miałam 10 lat, wracał na Wigilie z pracy, spiesząc się, za bardzo się śpiesząc... Wstałam, wytarłam z mojego policzka łzę i ruszyłam w stronę biurka wyciągając z torby zeszyty ze szkoły, zabrałam się za odrabianie lekcji, jak przystało na pilną uczennice. Gdy skończyłam włączyłam laptopa siadając na łóżku i przeglądałam mój ulubiony portal społecznościowy, kilka osób napisało, lecz ja dziś, nie miałam ochoty odpisywać. Odtworzyłam sobie film i usiadłam, myśląc o dzisiejszym chłopaku, którego spotkałam w Starbucksie, nigdy wcześniej go tam nie widziałam. A chodzimy tam z dziewczynami, można powiedzieć że codziennie. Wyglądał na jakieś 21 lat. Wydaje mi się że albo studiuje, albo pracuje. Chociaż, zawsze mogę się mylić. Mam chociaż nadzieje, że spotkam go raz jeszcze, by spojrzeć ponownie w te piękne, szmaragdowe oczy. Myśląc o nieznajomym chłopaku zasnęłam.


____________

Rozdziały będą pojawiać się co kilka dni. Najważniejsze są dla mnie komentarze, gdy będą się pojawiać, to rozdziały również bedą się pojawiać. /Domi 

Prolog

- Ja zostaje, dokończe capuccino i książkę - uśmiechnęłam się.  Pokiwały głową, pożegnały się i wyszły. 
Ja zatem zatraciłam się czytając książkę, byłam nią tak zafascynowana, że w ciągu godziny przeczytałam 150 kartek. Kelnerkom nie przeszkadzało że siędze tu już kilka godzin. Słuchając muzyki czytałam książkę. Po chwili poczułam kogoś rękę na swoim ramieniu  Odwróciłam twarz by spojrzeć kto ma czelność przeszkadzać mi i zobaczyłam te piękne, szmaragdowe oczy. Zaniemówiłam. 

Bohaterowie :

Głowna bohaterka :

Nicole Clark :
 19 lat, chodzi do najlepszego liceum w mieście, mieszka w Londynie wraz ze swoją rodzicielką.Nie jest w związku. Ma 3 przyjaciółki, Amber, Kate i Vanessa. Reszty dowiecie się  w trakcie opowiadania.


Amber Williams :
Przyjaciółka Nicole, 19 lat, chodzą razem do klasy, mieszkają dwa domy od siebie. Ma chłopaka Davida. Mieszka ze swoimi rodzicami.





Kate Anderson : 
Przyjaciółka Nicole, 19 lat, chodzą razem do klasy, mieszka 4 domy od Amber. Nie jest w związku. Mieszka ze swoimi dziadkami.



Vanessa Gomez : 
Przyjaciółka Nicole, 19 lat, chodzą razem do klasy, mieszka dom od Nicole, nie jest w związku. Mieszka ze swoim Matką i ojczymem.



Harry Styles : 
20 lat. Studiuje zaocznie i prowadzi klub wraz z przyjaciółmi. Mieszka w Londynie od niedawna ze swoimi przyjaciółmi. Lubi czytać książki.



Bohaterowie będą się dodawać w trakcie opowiadania.